Po przeczytaniu tak skrajnych opinii na temat książki Katarzyny Michalak "Mistrz" postanowiłam sama zmierzyć się z lekturą, która gwałtownie wkroczyła na polski rynek. Długo się zabierałam, jednak jej przeczytanie zajęło mi jeden wieczór, bo na pewno jest to lektura wciągająca. Prosty styl, często wręcz nadto (słowo "cipka" pojawiające się niby jedynie 4 razy, jednak powodujące, że osobiście byłam gotowa zakończyć czytanie), dodatkowo niektóre wulgaryzmy wydają się być raczej wymuszone, bo już na pewno nie konieczne. W wielu książkach przekleństwa nie stanowiły dla mnie problemu, jednak kiedy autorka balansuje na cienkiej granicy pomiędzy "artyzmem" a wulgarnością, coś jest nie tak. Pomysł na pewno jest największym plusem "Mistrza" (przy okazji - tytuł niby odnoszący się do pozycji Raula, jednak po lekturze stwierdzam, że w dużym stopniu nietrafiony). Pozytywny jest fakt, że w na polskim rynku jest miejsce na pozycje niesztampowe i postaram się dokładniej go obserwować w najbliższej przyszłości, gdyż niegdyś polskie nazwisko powodowało niezrozumiałą niechęć. Oczywiście wydanie powieści Michalak nie może być aż tak przypadkowe. Na myśl po zobaczeniu okładki, a także niezliczonych pozycji na podobny temat wokoło (tu głównie autorów zagranicznych), przypominam sobie, że wszystko zaczęło się od wielkiego zamieszania wokół "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Przyznaję się bez bicia, że książka, a następnie 2 i 3 część, zostały przeze mnie przeczytane, więc mimo dziwnych spojrzeń ze strony znajomych, jestem w stanie porównać międzynarodowy hit z rodzimym utworem. Uważam, że Michalak blisko do pani E L James, a to raczej nie jest komplement(!). Główna bohaterka, czyli dwudziestoletnia Sonia, to mieszkanka Warszawy, osoba skromna i samotna, a także doświadczona przez los. Zbieg okoliczności powoduje, że zostaje wplątana w rozgrywki mafii i to nie takie standardowe, ponieważ w grę wchodzi planowany od lat wielki przemyt narkotyków. Zostaje porwana i zamknięta w wielkiej posiadłości na Cyprze, gdzie panem jest, jak można (chyba) spodziewać się po tytule, Mistrz - Raul de Luca, który gdyby nie był gangsterem, to byłby postacią idealną… na pewno dla Sonii, a także dla Andżeliki Herman. "- Raul de Luca - przeczytała półgłosem podpis z drugiej strony fotografii. - Francuz? - Jego ojciec był Francuzem. Andżelika uśmiechnęła się szeroko. Miłość francuska… miodzio, po prostu miodzio!" - fragment z książki. Andżelika Herman jest jak można się spodziewać już od prologu kobietą w masce. Wynajęta, aby uwieść pana domu i wykorzystując jego zaślepienie wykraść kody niezbędne do przechwycenia transportu. No właśnie i już od początku można się natknąć na całkowity brak logiki. Jak uzależniona od "miłości francuskiej" w każdej możliwej postaci, wyuzdana Andżelika ma zniszczyć inteligentnego Raula, który w końcu jest największą szychą w mafii? Ale naprawdę: jak? No ale dobrze, wybaczam, w końcu to tylko opowiadanie, w którym pozostawiam autorce pole do popisu. Niestety w dalszych częściach powieści ilość a także poziom nieścisłości wzrasta. Pewnie nie przeszkadza to osobom, które zabrały się za lekturę jedynie, aby czekać na momenty, dla których na okładce widnieje napis: "Powieść, która rozbudza zmysły". Nie chodzi tu o to, że po takiej zachęcie oczekiwałam nagle kryminału, jednak uważam, że aby dobrze ocenić książkę musi ona stanowić spójną całość. Wyobrażam sobie, że autorka wpadła na jej zdaniem genialny pomysł, jednak chyba ograniczanie czasowe na tyle ją opanowało, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nie jestem dobra w zapamiętywaniu danych fragmentów, jednak w pamięć wbił mi się moment, w którym przytoczony został tekst piosenki, który pewnie miał być ładnym nawiązanie, ale wydał mi się raczej tandetnym zapychaczem kolejnych stron. Jeszcze jeden zupełnie nieprzemyślany krok - opis na przodzie, który mógłby spokojnie zostać pominięty, albo chociaż pozbawiony jednego ze zdań. Ja miałam taką przyjemność, że przed lekturą go nie zauważyłam... Jakieś są jednak powody, dla których nie spisałam książki na straty. Podobał mi się przedstawiony świat, który chociaż nie został opisany w każdym najdrobniejszym szczególe, z jakiegoś powodu pobudził moją wyobraźnię i w głowie widziałam jak mogłaby wyglądać cypryjska posiadłość Raula, a także wiele przedstawionych scen. Dodatkowo relacja Raul-Sonia całkiem do mnie przemawiała. Była ciekawa, nieidealna i zmienna, chociaż samej głównej bohaterce mogłabym zarzucić wiele złego (jej naiwność i słabość zapewniłaby pewnie przyjaźń głównej bohaterki powieści E L James). Również, jeśli pominąć te nielogiczne wydarzenia, chłonęłam kolejne strony z napięciem. Zaciekawiło mnie również przedstawienie Andżeliki. Chociaż brakowało jej jakichkolwiek zasad moralnych, była wredna i przebiegła, stanowiła także postać słabą, którą zmysłowość ciągle gubiła, przez co nie mogła się pozbyć przybranej wcześniej maski. Podsumowując mój długi wywód, który świadczy o tym, że jednak na pozycję przeznaczyłam sporo uwagi, nie mogę się uznać za fankę twórczości Katarzyny Michalak, jednak też nie żałuję, że przeczytałam "Mistrza". Nie jest łatwo utworzyć z takiego pomysłu arcydzieła, a dodatkowo autorka najwidoczniej zgubiła się w idei. Pewnie miało też na to wydawnictwo, które potrzebowało komercjalnej pozycji, które mogłoby odnieść sukces wręcz jak "Pięćdziesiąt Twarzy Greya", ale chyba w Polsce czytelnicy oczekują czegoś innego po rodzimych autorach i mam nadzieję, że zostanie to szybko zauważone. Daję 5/10 za miło spędzone chwile nad lekturą, która jest mimo swojej fabuły dosyć prosta i przystępna dla przeciętnego czytelnika. Następnym razem radziłabym autorce mniej wymuszanego powtarzania słowa "cipka" i trochę wstrzymania się z tandetnym romantyzmem, gdy pisze o szefie mafii. I jeszcze +1 za nadzieję, która pewnie spowoduje, że zaciekawię się polską literaturą.